Śląsk nie tylko węglem stoi… - rozmowa z Jerzym Smolarzem
Data publikacji: 2020-11-19
Im częściej tu przyjeżdżam i im dłużej tu przebywam, tym szybciej i bardziej radykalnie zmieniam swoje, ugruntowane „od zawsze” wyobrażenie o Górnym Śląsku.
Dawniej, kiedy ten region znany był mi prawie wyłącznie z lekcji geografii, moja podświadomość zawsze wygrywałaby wszelkie konkursy „w skojarzenia”: Śląsk – węgiel i kopalnie, kopalnie i węgiel. I kropka…
W miarę upływu lat Śląsk pokazywał mi swoje inne i bardziej kolorowe oblicze, jako interesujący region turystyczny z dużą ilością odrestaurowanych i dobrze utrzymanych zabytków. Obecnie, kiedy słyszę takie nazwy miejscowości, leżących w historycznych granicach regionu Śląska Cieszyńskiego, jak m.in.: Czechowice-Dziedzice, Goczałkowice-Zdrój czy Pszczyna, niemal natychmiast przed oczami stają liczne w tym rejonie hodowle trzody chlewnej.
Nie po raz pierwszy przygotowuję reportaż o hodowcach świń z tych właśnie stron, ale zawsze ilekroć to robię, pojawiają mi się te same refleksje. Nie są to duże hodowle, mając na względzie liczebność stada podstawowego, ale wszystkie znane mi fermy i chlewnie tego regionu to gospodarstwa bardzo zadbane, wręcz „wypieszczone”, świetnie utrzymane i zawsze prowadzone przez bardzo zaangażowanych w to przedsięwzięcie właścicieli i niemal całych ich rodzin. Nieco innego znaczenia nabiera, więc tutaj określenie – gospodarstwo rodzinne.
Właśnie takie jest również gospodarstwo pana Jerzego Smolarza z miejscowości Łąka, położonej w powiecie pszczyńskim w województwie śląskim.
Kiedy wjeżdża się na teren tego obejścia, od razu „znać gospodarza” – odnowione elewacje budynków mieszkalnych i gospodarskich, porządek, ład i dużo dobrze utrzymanej zieleni.
Aż trudno uwierzyć, kiedy pan Jerzy opowiada o historii tego gospodarstwa i jego początkach, sięgających wielu lat przez II wojną światową. Było ono dziedziczone z dziada pradziada na kolejnych następców – potomków w linii męskiej.
Pan Jerzy zanim odziedziczył je po swoim ojcu Piotrze, już od lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia, kiedy tylko ukończył 17 lat, pracował tutaj wraz z Nim.
Historia hodowli trzody chlewnej w majątku w Łące nabrała szczególnego znaczenia w latach pięćdziesiątych, dwudziestego wieku. Bowiem od roku 1948 ta niewielka, wówczas, chlewnia objęta została kontrolą użytkowości hodowlanej. Przez wiele lat hodowla licząca prawie 20 loch rasy polskiej białej zwisłouchej zaopatrywała w materiał hodowlany – loszki i knurki wiele okolicznych mniejszych i większych stad. Trzeba dodać, iż mino, że w regionie było wówczas około 30 hodowli objętych oceną wartości hodowlanej, hodowla pana Piotra Smolarza plasowała się nieprzerwanie w czołówce ówczesnych „zarodówek”.
Obecnie prowadzona przez pana Jerzego hodowla zarodowa, zrzeszona w ramach Polskiego Związku Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej POLSUS, jest jedyną w okolicy, która produkuje knury i tylko jedną z trzech produkujących loszki.
Warto jeszcze na chwilę powrócić do wspomnieniami do lat osiemdziesiątych, do okresu, który „wypromował” hodowlę panów Smolarzy i na długie lata umocnił jej pozycję w gronie producentów materiału hodowlanego.
Zarówno sposób prowadzenia pomiarów ocenianych zwierząt, jak i samej oceny wartości hodowlanej, a także system jego dystrybucji był diametralnie różny od współczesności.
Oceną i obrotem trzody chlewnej zajmowały się wówczas przedsiębiorstwa obrotu zwierzętami hodowlanymi oraz urzędy gminy. Zatrudnieni w tych ostatnich specjaliści zbierali zamówienia od rolników zainteresowanych zakupem loszek lub knurków. Przy okazji pilnowali również, aby do zainteresowanych materiałem hodowlanym rolników nie trafiały ciągle zwierzęta z tych samych hodowli. W dużym stopniu działania te zabezpieczały przed możliwością niekontrolowanego krycia w pokrewieństwie i ewentualnego wystąpienia inbredu. Bardzo dużym odbiorcą knurów były, świetnie prosperujące wówczas, liczne punkty kopulacyjne. Pomiary i ocena przygotowanych do sprzedaży zwierząt obu płci odbywały się na organizowanych w tym celu spędach. Po kwalifikacji POZH zajmowały się obrotem i sprzedażą oraz dostarczaniem do zainteresowanych hodowców loszek i knurów.
Lata dziewięćdziesiąte ubiegłego stulecia to okres radykalnych zmian w organizacji hodowli trzody chlewnej w Polsce. Powoli zarówno ocena zwierząt, jak i obrót nimi przechodził w ręce hodowców i powstających, jak przysłowiowe grzyby po deszczu, regionalnych związków hodowców i producentów trzody chlewnej.
Coraz większe zainteresowanie inseminacją loch, wzrost roli i pozycji stacji unasieniania i rozrodu zwierząt oraz możliwość zakupu loszek i knurów za granicą szybko odmieniły wiele krajowych hodowli trzody chlewnej.
Zmiany te nie ominęły gospodarstwa pana Smolarza. Do roku 1995 w gospodarstwie w Łące hodowane były świnie i krowy. Kiedy pan Jerzy podjął decyzję o budowie nowej chlewni i powiększeniu stada do około 50 loch, bydło uległo całkowitej likwidacji. Nowo powstały budynek został wykończony w systemie tzw. samospławianym. W niedługim czasie w hodowli, w której od zawsze królowała rasa polska biała zwisłoucha pojawiły się loszki rasy Pietrain. Powodem tego nowatorskiego kroku był gwałtowny wzrost zainteresowania knurami terminalnymi – dwurasowymi mieszańcami linii tzw. mięsnych.
Pan Jerzy sięgnął wówczas po, zyskującą coraz większą pozycję w praktyce hodowlanej, metodę rozrodu – inseminację. Nabywanym w stacji knurów w Kleczy Dolnej, należącym do Mazowieckiego Centrum Hodowli i Rozrodu Zwierząt w Łowiczu, nasieniem knurów rasy Hampshire unasieniane były loszki rasy Pietrain, a odchowane z tego krzyżowania knurki
Pi x Ha sprzedawane były niemal „na pniu”.
Obecnie stado loch rasy polska biała zwisłoucha i Pietrain liczy ponad 50 sztuk. Przy indeksie hodowlanym 2,2 pan Jerzy odchowuje prawie 12 prosiąt od lochy z jednego miotu. Zarówno loszki, jak i knury sprzedawane są do stałych odbiorców. Rocznie sprzedaje się tutaj około 50 knurów i ponad 140 loszek, a w roku bieżącym hodowca odnotowuje znaczny wzrost zainteresowania zakupem materiału reprodukcyjnego.
Stado pana Jerzego legitymuje się niezmiennie wysokim statusem zdrowotnym i tylko bardzo sporadycznie pojawiającymi się problemami zdrowotnymi. Jest to z pewnością zasługą zarówno dobrej organizacji pracy, prawidłowego zarządzania stadem oraz rygorystycznie przestrzeganej bioasekuracji. Z pewnością także na wspomniany obraz hodowli w Łące ma niebagatelny wpływ wieloletnia, dobra współpraca z nadzorującym hodowlę specjalistą chorób świń dr Arkadiuszem Maroszkiem.
W roku 2003 pan Jerzy modernizuje posiadane obiekty i dobudowuje chlewnię dla macior oraz odchowalnię. Oba obiekty zostały wyposażone w podłogi wykończone plastikowymi rusztami. Pytany o plany na najbliższą przyszłość pan Jerzy Smolarz odpowiada, ze przygotowuje się do kolejnej modernizacji większości obiektów. Przede wszystkim do przerobienia wszystkich pomieszczeń, na podłogi z betonowymi rusztami.
Poza zarodową hodowlą trzody hodowca zajmuje się produkcją roślinną. Część czterdziestohektarowego areału jest własnością pana Jerzego, a część dzierżawiona. W gospodarstwie uprawia się kukurydzę, pszenicę i rzepak.
Od dwóch lat hodowca nawiązał współpracę z Wytwórnią Pasz LIRA. Pierwszym produktem, który niemal natychmiast sprawdził się w praktyce w tej hodowli jest o-MEGA L.
Obecnie pan Smolarz sięgnął po flagowe produkty firmy LIRA – prestartery linii PORCUS. Początki są bardzo obiecujące. Zastosowane tu dwa spośród czterech oferowanych przez WP z Krzywinia prestarterów: PORCUS PLATINUM oraz PORCUS SILVER dały także spodziewane rezultaty. Wszystko wskazuje, więc na to, że dobrze rozpoczęta współpraca będzie się rozwijać.
Czego i panu Jerzemu Smolarzowi i sobie serdecznie życzymy!
TRZODA CHLEWNA 11/2017 Marek Gasiński