Dziesięć warchlaków
Data publikacji: 2021-03-02

Z produkcją zwierzęcą był „za pan brat” od zawsze. Jeszcze jako mały chłopiec otrzymał niezbywalny pakiet stałych i codziennych obowiązków w rodzinnym gospodarstwie i … nie było, że boli. Nawet w najbardziej uroczyste dni trzeba było zdjąć odświętne ubranie i wydoić swoje krowy lub nakarmić świnie. Ale ta ciężka praca w gospodarstwie najpierw u dziadków, później z ojcem, a teraz już w swoim własnym zawsze sprawiały Jemu przyjemność i dawały ogromną satysfakcję. Bo bez tych dwóch przymiotów nie da się funkcjonować i produkować na najwyższym poziomie.
Tak twierdzi pan Wojciech Styburski, hodowca i producent z Kuklinowa, ale przede wszystkim doradca i prezes prężnie funkcjonującej firmy Agro Integracja.
Firmy, która wyrosła w Jego marzeniach i zamysłach ponad dwadzieścia lat temu.
Jednym z takich momentów były zagraniczne staże po ukończeniu nauki. Pan Wojtek ukończył najpierw liceum ekonomiczne w Koźminie, zdobywając w tzw. międzyczasie laury na licznych, w tamtym okresie, olimpiadach matematycznych. W roku 2004 Wojciech Styburski kończy studia na Wydziale Ekonomicznym w poznańskim Uniwersytecie Przyrodniczym. I kiedy po ukończeniu studiów wyjechał na zagraniczne staże, podczas jednego z pobytów w Holandii pojawiła się w Jego głowie nurtująca i uporczywie powracająca myśl, co tak naprawdę różni polskiego i holenderskiego hodowcę świń.
Co sprawia że ten ostatni, nawet w niedzielę idzie do swojej chlewni zadowolony i uśmiechnięty, a polski hodowca (zazwyczaj) idzie tam niemal wyłącznie z obowiązku. Odpowiedź przyszła niebawem.
Jak dzisiaj, już z przekonaniem mówi pan Wojtek, że to, co różni tych dwóch hodowców to … dziesięć warchlaków. Dziesięć warchlaków, a co za tym idzie opłacalność produkcji, a więc pieniądze oraz satysfakcja i zadowolenie z pracy.
Pan Wojciech postanowił wraz z naszymi hodowcami, tych warchlaków, poszukać. A zaczął od swojego gospodarstwa.
Historia tego gospodarstwa sięga okresu międzywojennego. Wówczas to jego właścicielami byli pradziadkowie pana Wojtka – Marianna i Wojciech Nowakowie. W czasie okupacji pradziadkowie wraz z dziećmi zostali wysiedleni na Lubelszczyznę. Wojnę przetrwali w Puławach i w roku 1945 wrócili do Kuklinowa. Po niemieckich gospodarzach zostało Im sześciohektarowe gospodarstwo z sześcioma krowami i "gołe" podłogi w budynku mieszkalnym, wszystko czego dorobili się wcześniej przepadło w czasie wojny.
Niezrażeni ochoczo zabrali się do pracy. Po pradziadku pan Wojtek odziedziczył imię i wzrost, a po obojgu pracowitość i jedną z życiowych wskazówek mówiącą, iż „wiara przenosi góry”.
Po pradziadkach gospodarstwo odziedziczyła córka Stanisława, która po poślubieniu Jana Niedbały kontynuowała dzieło rodziców, prężnie je dalej rozwijając. Dziadek Jan był z pewnością prekursorem innowacyjności w tym czasie, jako pierwszy w okolicy zmechanizował usuwanie obornika i zadawanie pasz.
Wszystko, za co się zabrał się udawało i przynosiło efekty. Hodowane przez niego krowy i świnie, niemal od samego początku objęte były kontrolą i oceną wartości użytkowej. Państwo Stanisława i Jan pracowali tylko we dwoje, zawsze z pasją i radością pokonując wszelkie trudności.
W latach 90-tych kiedy gospodarstwo przejął ojciec pana Wojtka – Jacek, zlikwidował krowy i rozwinął produkcję trzody chlewnej. Z około 20 loch powiększył stado podstawowe do ponad 100 sztuk. Chlewnia przez wiele lat funkcjonowała w strukturach Wielkopolskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej oraz Polskiego Związku Hodowców i Producentów Trzody Chlewnej POLSUS, produkując czystorasowe loszki ras: polskiej białej zwisłouchej i wielkiej białej polskiej oraz krzyżówkowe powstałe w wyniku krzyżowania ww.
Zwierzęta pana Jacka Styburskiego brały udział w krajowych i regionalnych targach, wystawach i pokazach zwierząt hodowlanych, uzyskując wysokie notowania i liczne nagrody. Hodowla objęta była Krajowym Systemie Jakości Żywności PQS.
Czas studiów pana Wojtka to okres niezwykle wytężonej pracy w wielu różnych dziedzinach. To połączenie nauki z bardzo intensywną pracą we własnym gospodarstwie oraz pracą w firmie reklamowej, umożliwiającą finansowanie nauki. Po ukończeniu studiów życie pana Wojtka zaczyna nabierać coraz szybszego tempa. Obrona pracy magisterskiej, wcześniej studia podyplomowe, przygotowania do doktoratu i praca na wiele różnych sposobów.
Potem pojawia się ten swoisty kamień milowy w postaci stażu, m.in. na holenderskich fermach, a potem …
A potem życie pana Wojtka potoczyło się jakby wg scenariusza Alfreda Hitchcocka:
Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć…
I tak jest po dzień dzisiejszy. Pan Wojciech wrócił z praktyki w Holandii przekonany, że tajemnicą sukcesu opłacalności hodowli świń jest liczba urodzonych i odchowanych prosiąt w miocie. Hodowca twierdzi, że na swojej zawodowej drodze spotyka wyłącznie życzliwych, sympatycznych ludzi i doskonałych specjalistów.
Jednymi z Nich są lekarze weterynarii – hyopatolodzy z Gabinetu Weterynaryjnego Animal z Pobiedzisk. To właśnie Oni pokazali panu Wojtkowi optymalny model funkcjonowania nowoczesnej hodowli. Hodowli opartej na szeroko rozumianej diagnostyce laboratoryjnej, a w oparciu o nią prawidłowej profilaktyce lub metafilaktyce.
To od Nich nauczył się prawidłowo funkcjonującego rozrodu i konsekwentnego działania w zakresie zarządzania produkcją. Współpraca z dr Marianem Porowskim i Jego współpracownikami stworzyła panu Styburskiemu nowe horyzonty. Wówczas też uwierzył, że naprawdę można zrobić jeszcze więcej.
A kiedy już zrobi się to samemu, kiedy poprawi się wyniki we własnym gospodarstwie, we własnej chlewni, wówczas można, a nawet trzeba podzielić się zarówno zdobytą, właśnie, wiedzą i nabytymi umiejętnościami z innymi.
Będąc na czwartym roku studiów pan Wojtek jest słuchaczem studiów podyplomowych z zakresu integracji europejskiej. Pozwala to Jemu na inne, nowe spojrzenie na zagadnienia modernizacji, restrukturyzacji i docelowo integracji polskiego rolnictwa.
Zdobyta wiedza i umiejętności każe Mu dzielić się nimi ze znajomymi rolnikami. Początkowo na zasadzie dzielenia się zdobytym doświadczeniem, pomocy potrzebującym bez profitów.
Wiedza zdobyta na studiach i na „podyplomówce” ukierunkowały plany pana Wojtka, już wtedy wiedział, że doradztwo, to jest to, do czego czuje się powołany.
Równolegle z doradztwem dla zaprzyjaźnionych rolników pan Wojtek podejmuje współpracę z Agencją Modernizacji i Restrukturyzacji Rolnictwa. W tym okresie przejeżdża niemal całą Polskę wzdłuż i wszerz. Pozwala to na odwiedzenie setek, a może nawet tysięcy polskich gospodarstw i określenie, zbudowanie profilu i stereotypu polskiego rolnika.
Jego oczekiwań, sposobu myślenia i działania oraz jego ograniczeń. Na bazie tej wiedzy zaczyna budować portfolio gospodarstw gotowych do modernizacji, bądź już zmodernizowanych.
Modernizacji, która ma polegać na tym, żeby każda zainwestowana w gospodarstwo złotówka pracowała na siebie, ułatwiając jednocześnie pracę jego właścicielowi. A docelowym modelem współpracy z zainteresowanymi rolnikami ma myć nie modernizacja, a restrukturyzacja gospodarstw. Zamiast modernizować, nie zawsze w pełni wykorzystywane, elementy obecnie prowadzonej produkcji (np. posiadanego parku maszynowego) trzeba przeprowadzić szczegółową analizę i dokonać restrukturyzacji opartej na specjalizacji i ukierunkowaniu produkcji.
Restrukturyzacja, „sieciowanie” gospodarstw i dalej, docelowo, transformacja wymaga pokonania wielu ograniczeń i barier. Wydawać by się mogło, że kiedy stery w większości gospodarstw dzierżą już młodzi rolnicy współpraca w zakresie restrukturyzacji powinna być już znacznie łatwiejsza. A jednak często na przeszkodzie stoi głęboko zakorzeniona tradycja rodzinna, a pewnie i trochę strach przed nieznanym.
Trzeba w tym momencie dopowiedzieć, iż osoba pana Wojtka ułatwia pokonywanie bariery zaufania. Bo to, że sam jest rolnikiem, a zatem zna doskonale temat, że pokonał już drogę, do czego teraz namawia swoich rówieśników, że ma już własne doświadczenia w tym zakresie jest Jego kapitałem nie do przecenienia.
Pan Wojciech Styburski opowiada o założeniach zarządzanej przez siebie firmy i prezentuje swoje dotychczasowe i zrealizowane już projekty. Ale kiedy zaczyna snuć plany na bliższą i dalszą przyszłość, nasuwa się tylko jedno pytanie – kiedy i jak On chce to wszystko (jak mówi współczesna młodzież) ogarnąć i zrealizować!!??
A w planach Prezesa Agro Integracji są między innymi:
- kolejne grupy producentów,
- rozszerzenie i rozbudowa projektów „Zielony lad” i „Od pola do stołu” o pomysł Od zdrowej gleby do zdrowego konsumenta,
- wykorzystanie potężnej wartości jaką jest interdyscyplinowanie (gastronomia, źródła odnawialne, ochrona środowiska) połączone z integracją środowisk wiejskiego i miejskiego,
- restrukturyzacja polegająca na optymalnym wykorzystywaniu walorów występujących w danym środowisku, np.: są łąki i pastwiska to powinno się hodować bydło,
- optymalizacja posiadanych możliwości – masz 2 hektary ziemi, nie wybudujesz dużej obory, ale odchowalnię cieląt, tak!
A walorem, który można przekuć na sukces są także problemy społeczne w danym środowisku. Olbrzymim, optymalnym walorem jest kapitał ludzki, zarówno ten „środowiskowy”, jak i spoza środowiska, poszukiwanie sposobów komunikacji środowisk, integracja producentów rolnych i wiele, wiele innych.
Ale portfolio Prezesa Agro Integracji to obszerny materiał na kolejny artykuł?
Marek Gasiński specjalista ds. żywienia trzody chlewnej, Wytwórnia Pasz LIRA w Krzywiniu
Trzoda Chlewna 02.2021